15 czerwca 2020, 16:01
Zmienną jest na wykresie
myśli twych parabola
ja mam być tylko cierpliwa
czekać to moja rola
nawet w uczuć chaosie
nigdy nie nagabuję
nie ma mnie kiedy nie chcesz
jestem gdy potrzebujesz
Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?
- wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.
- wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.
- wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.
moja wyspa myśli
Zmienną jest na wykresie
myśli twych parabola
ja mam być tylko cierpliwa
czekać to moja rola
nawet w uczuć chaosie
nigdy nie nagabuję
nie ma mnie kiedy nie chcesz
jestem gdy potrzebujesz
I mówię: odejdź! -i wracam się cicha,
By spojrzeć jeszcze na stóp twoich ślady,
I słucham wiatru ,co w dali gdzieś wzdycha,
I na kwiat patrzę więdnący i blady,
Na jeden z kwiatów tych,co mają duszę-
I nie wiem ,co mi jest -i płakać muszę.
I mówię: zostań!- i sama odchodzę,
I drżąca idę w ciemności przed siebie,
I czuję ciernie kolące w tej drodze,
I słyszę dzwony na serca pogrzebie,
I widzę czarne snów ludzkich mogiły-
I nie wiem,co mi - i iść nie mam siły.
Dwie różne drogi - a jedna tęsknota,
Dwie różne drogi - a jedno cierpienie.
Na jednej zorza wygasa mi złota,
Na drugą schodzi noc i smutków cienie..
I późna chwila jest-i rosa pada,
I nie wiem,gdzie mi iść-i stoję blada..
Nie było dla nas godziny ni chwili,
W której by serce do serca gadało.
Jeśliśmy kiedyś ze sobą mówili,
Tak obojętnie i zimno i mało
I tak, jak mówią na drożnej krawędzi
Przelotne ptaki, gdy wicher je pędzi.
Ale w powietrzu, z którego twe usta
Brały swój oddech, zostało się drżenie...
I już ta przestrzeń nie była mi pusta,
Bo w niej utkwiło to nasze milczenie
I niosły się w niej, jako kwietne puchy,
Nie wymówionych słów dźwięki i duchy.
Dziś w tej muzyce zasłuchana stoję
Na wpół radośnie, a na wpół boleśnie...
Znam każdy ton jej, lecz złożyć się boję
Z tonów tych strofy, akordy i pieśnie.
Lecz gdy się w sobie ukoję, uciszę,
Strofy te czuję i pieśni te słyszę.
Tak harfa, stojąc w samotnej ustroni
Z pełnymi struny miłosnej tęsknoty,
Nagle się sama wśród ciszy rozdzwoni
I wyda z siebie głos i akord złoty.
A choć jej promień nie trąci miesiąca,
Srebrnymi szmery jest cała drgająca.
Zgubionej w cichym i samotnym lesie,
O! jakże mi się wydają nędznemi
Walki, rozterki i burze tej ziemi,
Które tam w dole wiatr niesie!
Sprzeczne dnia hasła ni o jedno tętno
Nie przyśpieszają serca mego bicia;
Falą przedsenną, falą beznamiętną
Uderza we mnie puls życia.
Nad leśnym kwiatem schylam się, marząca,
I wywróconych dębów depcę trony
I słucham pieśni, którą ptak natchniony
W błękitach śpiewa dla słońca.
Na ścieżce mojej tańczą iskry złote
Wśród szmaragdowych mchów; różowe wrzosy,
Trącone stopą, strząsają deszcz rosy —
W powietrzu czuję tęsknotę.
Czy są gdzie ludzie — nie wiem i nie pomnę
Ni ich miłości, ni ich nienawiści.
W świątynie ciszy wstępuję ogromne
Z zielonych bluszczów i liści...
Samotność żarem na lica mi bije...
Po drzewach idą szelesty i dreszcze...
Ach! czy ja żyłam dotychczas? Czy żyję?
Czy będę kiedy żyć jeszcze?
Za cichem szczęściem wyciągam ramiona...
Czyż zawsze, zawsze mam tęsknić daremno?
Przez liście olszy dnia jasność przyćmiona
Rzuca się łuną tajemną...
Nigdy ustami nie dotknę tej czary,
Skąd wzrokiem tylko chwyciłam płomienia?
Cisza — w paprociach szmer słyszę i gwary
I drżę — od liści tych drżenia.
Dusza się moja westchnieniem rozwiewa
W ulotne błyski i mroki i dźwięki...
— Stój! słyszę nutę znajomej piosenki...
Nie! to las szumi, to drzewa!
Jak motyl drżący nad lampy płomieniem,
Duch mój uderza w skrzydła i ulata,
Gdzie wiekuistość bezsennem spojrzeniem
W ciemnościach czuwa nad nędzami świata...
I przez rozbitych słońc lotną mgławicę,
Co się wskróś nieba rzuca mleczną drogą,
Chciałby przeniknąć bytu tajemnicę,
Jak ci, co wierzyć chcą, ale — nie mogą!
O Panie! przebacz mi! Tyś Bóg, Tyś wielki!
Z błysków masz szatę, a z gromów koronę,
A stopy Twoje na słońcu są wsparte!
Łzy ludzkie, cóż są? — Ach! rosy kropelki,
A przecież wszystkie masz je policzone...
Co?... policzone? — co? — i nieotarte?
1915
Tak to los czasem osypuje króle,
Ludzie i rzeczy świetne i błyszczące
Jak te wiosenne lekkich puchów kule,
Co się zwą dziadki, a stoją na łące.
Pastuszek bosy idzie i w koszulę
Kamyki zbiera; wtem oczy śmiejące
Na dziadka zwróci, dmuchnie i koronę
Na wiatr osypie, na trawy zroszone.
Czego szukasz gdy po tamtej stronie nie ma już nic
do drzwi pukasz choć wiesz nie otworzy ich nikt
to co było minęło zostawiło ci żal
miałeś wszystko dosłownie teraz zostałeś sam
to nie bajka to życie wredny real nie film
dawno zdjęty z ekranu chociaż dalej grasz w nim
to co twoje masz w sobie a więc prawdę tę wskrzesz
boś nie Bóg tylko człowiek jeszcze za mało wiesz
no to idź po tę wiedzę która doda ci sił
przecież wiesz będzie lepiej choć nie za parę dni
dzisiaj nikt jutro ktoś swoje imię już znasz
wyostrz wzrok w przyszłość patrz a rozpoznasz jej twarz
2014