Uwaga!



Powyższa strona może zawierać treści erotyczne, wulgarne lub obraźliwe, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Czy jesteś osobą pełnoletnią i chcesz świadomie i dobrowolnie zapoznać się z treścią powyższej strony?




    Nie     - wybór tej opcji spowoduje opuszczenie strony.

Tak, ale chcę otrzymywać ostrzeżenia - wybór tej opcji spowoduje przejście do strony i kolejne ostrzeżenia w wypadku podobnych stron.

Tak, ale nie chcę otrzymywać ostrzeżeń - wybór tej opcji spowoduje zapamiętanie Twojej zgody dla innych stron i nie będziesz otrzymywać tego ostrzeżenia.

JA TWOJA KRÓLEWNA


08 lipca 2020, 12:18

To nie jest zwyczajna historia. Niezwykły jej czas i przebieg, bo za górami, za lasami stał zamek opleciony różami.
Moja komnata wręcz paliła złotem i pachniało poziomkami, na które miałam ochotę.
Wszystko było tak realne, że tylko ręką sięgnąć i dotknąć… Zerknęłam w lustro, jeden raz, drugi i co ja widzę twarz jakby z bajki!
Przepiękne włosy związane chustą, a suknia ściągnięta z lalki!
Byłam naprawdę tym zaskoczona, rozumie się, że bardzo mile. Byłam przejęta i taka wzruszona, bo w ciągu chwili nie przeżyłam tyle!
Podeszłam do okna, a tam ogród kwiatów! Drzewa przycięte na tle rabatów. Niebo błękitne, niezwykle jasne…
Czy to co mnie otacza to jest moje własne?
Nagle ciche pukanie do drzwi, przerywa mój zachwyt. Chcę uciec, skryć się, chcę wyjść! Za późno. Wszedł ktoś i czeka.
Dostrzegłam w nim człowieka… Był bardzo miły i przystojny!

-Wieczerza czeka, moja pani – tu się uśmiechnął, nisko pokłonił. Był słodki i uroczy taki, co tam z podwórka mego chłopaki, bez porównania mogę powiedzieć,że wolałabym ich nie znać i o nich nic nie wiedzieć!
Chciałam zatrzymać to cudne zjawisko.
Chciałam być przy nim, być bardzo blisko… No, ale chyba, moja korona… przyjaźń z kimś takim jest zabroniona? Zeszłam po schodach.

-To jest ma córka i twoja królowa! Chcę byś przysięgi swojej dochował, bo zasługuje na to jej piękne oblicze! Na honor twój i twą dumę liczę!
Ten stary dziadek w tej ciężkiej szacie, to chyba mój ojciec, tak mi się zdaje? Lecz, kurcze, jak powiedzieć tacie, że mam dwóch ojców i tu zostaję?
A to obok niego, to nieforemne, pulchniutkie, małe i nieprzyjemne… Nie! Nie dopuszczę tej myśli do siebie!

- Córko, twój pan czeka na ciebie!

-Jak to…- moja twarzyczka zwykle różowa, zlewa się ze ścianą, za filar chowa…

-Tyś jego żoną on twoim panem!

-Nie – głośno krzyczę – Nigdy z kimś takim nie zostanę!

-Ależ Adrianno – ach tak mam na imię – przecież zgodziłaś się na to niedawno!

-Nie! Oświadczyn jego w życiu nie przyjmę! Wolę już zostać starą panną!
Twarz króla ojca przybrała kolor, ni to czerwieni, ni to purpury. Chyba zepsułam tatkowi humor i już zbierają się czarne chmury!
Wbiegam czym prędzej po wielu schodkach, drzwi zarygluję, nie chcę tu zostać!

-Ratunku – krzyczę, kiedy w drzwi walą, mój stary ojciec i przyszły małżonek – proszę odejdźcie! Zostawcie mnie samą!

-Droga Adrianno, kupię ci domek! – już obiecuje, myślę spłoszona, chce mnie przekonać o swojej miłości…
On moim mężem? Ja jego żona? Chyba zwariuję, oszaleję ze złości!

-Wynocha bo skrzywdzę kogoś zaraz! Wynocha, słyszą? Chcę zostać sama!

-Córeczko – słychać milutki głos papy – Adrianno, jesteś już duża, masz lat szesnaście… - więc przy tym zwierzu młodość ma zgaśnie – Musisz zrozumieć, że czas na ciebie. Ja pragnę tylko szczęścia twojego!

-Niedoczekanie! Nie przekonasz mnie! I sacrum profanum nie wyjdę za niego!

-Czy wiesz ma waćpanno co zatem czeka, tak nieposłuszne dziewczę jak ty?

-Wszystko mi jedno i po raz setny powtarzam, nie wyjdę za tego człowieka!

-Do lochu z nią! Och, co ja słyszę, mój własny tatuś chce mojej zguby?

-Tędy królewno! Słyszę szept. To mój luby – Proszę uważać, tu trochę kłuje. Nie zważam na to i zeskakuję w jego ramiona, wprost w jego ręce. Jest mi tak błogo, nie chcę nic więcej. Tych oczu blask i dłoni siła, to wystarczyło by mnie spowiła tak zwana miłość…

-Czemu to robisz?-Pytam cichutko

-Bo chcę – dał mi odpowiedź bardzo krótką. Chwycił mą dłoń, pociągnął za sobą –szybko, na koń, pojadę za tobą!
Oto mój wybawca, oto mój bohater! Ratuje, porywa w wir nieznanych zdarzeń. Ma miejsce w mym sercu wśród moich marzeń, lecz już w oddali znów widzę tatę…
Pościg trwał długo. Byłam padnięta! Włos rozczochrany, suknia pomięta, a przez szeroką konia kibić, nie mogłam ustać, nie mogłam chodzić…
Mój wybawiciel uniósł mnie lekko i poniósł pewnie w swe domu progi. Dom był nie brzydki chociaż ubogi, i drzwi zatrzasnął za sobą prędko.

-Zjesz coś królewno?- zapytał nieśmiało –głodna jesteś na pewno, ale czy coś się stało?

-Poczułam się zmęczona i jak nigdy senna… - pościel była miękka i taka przyjemna!

-Pani, moja pani! – słyszę głos jak przez mgłę… -Pani, król pojmał Luiza i skazać go chce!

- Co, gdzie? Przecieram oczy i dopiero teraz widzę jasny warkoczyk i ta śniada cera…- Przypominam sobie… a więc Luiz, mój ukochany!

-Tak wasza wysokość! Został pojmany!

-Nie – prawie płaczę – nie - głośno krzyczę

-To nic nie pomoże – miły głosik słyszę –Król chce powiesić jutro na dziedzińcu Izka!
Serce mi krwawi, ból w piersi ściska!

-Muszę w tym przeszkodzić! Muszę temu zapobiec!

-Luiz kazał cię pilnować i nie ruszać się tobie!

-Czy wiesz dobra dziewczyno, ile on dla mnie znaczy? Chyba wie, na pewno, bo tak dziwnie patrzy…

-Muszę tam pojechać i za życie jego, zostać żoną obrzydliwca pewnego!

-Och, królewno! Do nóg pada i całuje moje stopy.

-Ależ nie! Och, przestań! Co ty?

-Pani moja, jestem rada!

To jest pewnie jego siostra, nawet rysy ma te same. Nie, nie mogę tutaj zostać.
Chcę odwiedzić dzisiaj zamek. Serce tłucze mi się w piersi, myśli plączą się szalone.
Czy uwierzą mojej wersji? Me uczucia jeszcze wolne…
Nigdy, nigdy już niestety nie odnajdą weń kobiety!

-Luiz – krzyczę i podbiegam by całować twarz lubego – Ojcze – zwracam się do taty – będę żoną straszliwego, okropnego, o – wskazałam – tego człeka!

-Moja córko, podejdź do mnie! Jesteś znowu taka sama, twoje słowa brzmią rozsądnie, widać jaka z ciebie dama!

-Jedno królu chcę wyprosić u twej łaskawości drogiej, chciej uwolnić i wypuścić swego giermka, puść go w drogę!

-Twoje słowa dla mnie czynem i jak mówisz już uczynię! Teraz rękę twoją ze wzruszeniem Pablu daję! Widzę jak z dumy ustać nie mogą, dłoń swoją drżącą jemu podaję. Na ten koniec patrzę jeszcze, jak kochany mój odchodzi. Wiem, na pewno będą deszcze, wiem że pole chce obrodzić…
Ceremonia tak bogata, stoły suto zastawione. Mój małżonek ma koronę, satysfakcję ma mój tata. A ja cicha szara myszka, a ja jeszcze małolata już zaglądam do kieliszka. Nie, to chyba nie jest strata! Cóż, przeżyłam ucztę wielką, no a teraz czas na łoże… I przestanę być panienką, ale czy mogło być gorzej?
Jego wielkie grube łapy rozpinają mi guziki… Nie ma nosa, ale chrapy, z których wiecznie ciekną śpiki! Ale potwór! Co za zwierzę! I ja obok niego leżę? Jestem słaba i uległa. Błysk w jego oku dostrzegłam. Jest paskudny! Obrzydliwy! Pewnie cały pomarszczony? Ejże, hola! Ja nie przegram! Los mój szczęścia nie skończony,ludzie, stał się dziw nad dziwy!

Kiedy wielką czarną łapą, dotknął tego co tak czułe, ktoś go chwycił za koszulę i poddusił złotą kapą!

-Luiz, ty? Och, jak się cieszę!

-Pani moja, nie ma chwili do stracenia! Król mnie wtrąci do więzienia bo ten błazen ciągle kwili!
Zdjął zasłonę i otulił moje ciało, które tylko jego chciało! Wziął na ręce, znów przez okno! Było zimno, było mokro. Mój ojczulek, tak szczęśliwy, nie pomyślał chyba o tym, że córeczki nie docenił, przez co będzie miał kłopoty! Nigdy przedtem nie kochałam deszczu właśnie jak w tej chwili, bo przy sobie miłość miałam, bośmy razem teraz byli!

-Moja pani – jasny warkocz dotknął ziemi – myśmy radzi, że tu jesteś i ugościć ciebie chcemy, wejdź do środka, proszę wejdź!
Znowu byłam tak szczęśliwa jak to miejsce wcześniej miało.

-Siądź przy ogniu, dalej, śmiało! Jesteś taka urodziwa…
Ta dziewczyna i ci ludzie – radość wypełniła duszę, bo pomogli w wielkim trudzie, jestem wdzięczna, wynagrodzić im to muszę!

-Luiz – szukam go wśród twarzy. Ogień grzeje, ba, ona parzy! Podszedł do mnie, przysiadł obok i pokiwał smutno głową.

-To nie dobrze moja pani, żeś się dała temu dziadu!

-Luiz, chyba mnie nie ganisz? Wiesz, nie jadłam dziś obiadu.
Misę z zupą położyli, na drewnianej mocnej ławie. Goździkami przyprawili. Luiz milcząc siadł przy kawie. Chwilę mu się przyglądałam. Ostre rysy, szare oczy, jasne loki niczym panicz… Tak, zapewne był uroczy i pasował do mnie – pani!

Chciałam wskoczyć mu w ramiona, chciałam mówić, śpiewać o nas! Tylko, że on był tak prawy - patrzył tylko do swej kawy. Już nie mogłam dłużej czekać, przecież kochałam tego człowieka! Odsunęłam miskę i wstałam. Minę zaiście królewską przybrałam i stanęłam obok niego niebywale pociągającego…

-Kocham – szepnął, lecz nie patrzył – powiedz pani co to znaczy?

-Luiz, proszę weź w ramiona! Luiz bo ja zaraz skonam!

Wziął w swe dłonie moje ręce i nie trzeba było więcej. Porwał w fale uczuć morza, niebo rozjaśniła zorza! Czule pieścił i całował, i miłości nie żałował!

Lecz niestety już po chwili budzik przerwał to co było. Mnie Luiza pozbawili… Tak po prostu się skończyło? To mój pokój, nie komnata. Pewnie w pracy jest już tata. Lustro owszem, byle jakie, obok krzesło jest z plecakiem…

Nagle gwizd i głośne krzyki. Tak, to pewnie z paczką Miki. Wyglądam przez okno, głupi ludzie, przecież zmokną! Prędko myję się, ubieram i po schodach szybko zbiegam.

-Hej, kwiatuszku, prezent mamy! Z kimś ciekawym cię poznamy!
Widzę poprzez liście krzaka, w dali postać jakiegoś chłopaka.

-To jest Luiz, chodź tu chłopie! Czuję jak mnie Majka kopie… a w mej głowie pusto, szaro – oj, będziecie niezłą parą!
Więc to sen? A może właśnie teraz śnię? Nie, nie wierzę, ale chcę! Jeszcze czuję ust jego smak…

- My się znamy?

- Ależ tak!





/1991/

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz